autor: Borys Zajączkowski
Counter-Strike: Condition Zero - recenzja gry
Counter Strike: Condition Zero to rozszerzenie popularnej na całym świecie modyfikacji do gry Half-Life o tym samym tytule. Wielu graczy nie miało wiele do czynienia z Counter Strike właśnie ze względu jego przeznaczenia do rozgrywki wieloosobowej.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Pisząc o nowej odsłonie gry pokroju „Counter-Strike’a” trudno się oprzeć pokusie nawiązania choćby do wpływu, jaki wywarła na świat gier komputerowych, środowisko graczy etc. Ale można. Można bowiem zacząć od tego, że w roku 2004 na rynku pojawiło się, pojawia i jeszcze się pojawi zatrzęsienie ze wszech miar doskonałych i perfekcyjnie wykonanych FPS’ów, gier taktycznych tudzież gier akcji. Mam na myśli takie tytuły jak: „Painkiller”, „Far Cry”, „Doom III”, „Unreal Tournament 2004”, „Star Wars: Battlefront”, „Full Spectrum Warrior” czy wreszcie „Half-Life 2”. Powyższe tytuły porażają lub zdają się mieć wszelkie dane po temu, by porazić grafiką, grywalnością oraz coraz powszechniejszą dbałością o wierną rzeczywistości fizyczność obiektów i ludzi. Wprost trudno wyobrazić sobie gorszy moment na ukomercyjnianie gry, której engine liczy sobie już ponad pięć lat i która znajduje się na komputerach zapewne wszystkich zainteresowanych nią graczy na świecie.
Bryk dla trzymanych w butli
Counter-Strike ujrzał światło dzienne pod koniec dwutysięcznego roku jako przeznaczony do rozgrywek sieciowych mod dla „Half-Life’a”. Aczkolwiek to, że był to mod akurat dla kultowego „Half-Life’a” miało z pewnością większe znaczenie dla jego prestiżu niźli praktyczne. „Counter-Strike” bowiem opierał się na kilku prostych, a niezwykle grywalnych założeniach: dwie sześcioosobowe drużyny toczące ze sobą taktyczno-zręcznościowe zmagania na stosunkowo niewielkim terenie. Smaczku dodawał grze fakt, iż jedna drużyna przejmowała rolę terrorystów starających się bądź podłożyć bombę, bądź utrzymać zakładników, druga zaś – stanowiąca oddział anty-terrorystyczny – starała się jej w tym przeszkodzić.
Chyba nikogo nie trzeba przekonywać o wyższości zmagań toczonych z przeciwnikami z krwi i kości nad masowym eliminowaniem sterowanych przez komputer atrap. Jeśli dodać do tego znaczne zróżnicowanie walczących stron, odmienność używanych przez nie rodzajów broni oraz różne cele przed nimi stawiane, a przy tym doskonałe wyważenie ich sił, przepis na sukces jest gotowy. „Counter-Strike” cieszy się niemalże niezmienną popularnością od ponad trzech lat, na całym świecie rozgrywane są jego turnieje i nikogo nie razi niedzisiejszość jego grafiki tudzież udźwiękowienia. Bo nie o to w nim chodzi.