Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Hyde Park 12 marca 2003, 16:43

autor: FoXXMagda

Gwiazda

Sharqa nie patrzyła na tętniące życiem morze, na odbijające się w błękitnej przestrzeni zachodzące słońce, osłaniane przez różowe obłoczki dusz, na głupie i niczego nie świadome mewy, których krzyki wżerały się w jej pulsujący żalem umysł i obolałe ciało.
Poniższy tekst został nadesłany przez naszego czytelnika i został opublikowany w oryginalnej formie.

Wróciłabym. Mogę jeszcze wrócić. A może... - poruszam zdrowym skrzydłem, łeb zwracam ku wschodowi, skąd resztką sił nadleciałam i wydaję z siebie jęk, spróbowawszy zgiąć poszarpaną kończynę i zmusić ją do wysiłku, ale nic z tego.

Już więcej nie polecę – spuszczam ponownie łeb, prawie dotykam już nozdrzami piasku, wilgotny chłodzi skórę na mostku, przykleja się do łusek, „szafirów i szmaragdów” jak mawiał o nich Therrin...

Sharqa, ląduj, leć ku ziemi!- człowiek ostrym głosem usiłował przywołać smoczego wierzchowca do porządku, lecz Smoczyca owładnięta żądzą zabijania, w ferworze walki nie słyszała jego głosu, nie dostrzegła Smoka barwy mchu pokrywającego zaniedbane nagrobki, koloru zgnilizny i pleśni. Ostrymi niczym brzytwy zębami wpił się i przerwał błonę jednego z jej skrzydeł, ryknęła wściekle, lecz gdy mdłozielony stwór wgryzł się w jej ogon, poczęła skrzeczeć i szlochać na swój własny, smoczy sposób. Gdyby Therrin i jego nieodłączny espadon nie skrócili żywota zielonego Smoka, jego szafirowy wierzchowiec uderzyłby o ziemię, zabijając konny oddział wojska w którego szeregach walczyli. Jednak gdy tylko Therrin wbił sztych espadonu w szare oczy Smoka, trysnęła z nich szkarłatna krew i zalała zarówno spowitego w błękity jeźdźca, jak i jego równie niebieskiego wierzchowca. Raniona bestia z wizgiem zaczęła się miotać wśród innych znajdujących się w powietrzu stworów, kilka mniejszych zrzucając na ląd, na zajęte walką i rozprzestrzenianiem śmierci oddziały obu stron.

Szafirowa Smoczyca natomiast ciężko wylądowała na ziemi, krew spływała ciurkiem na ciernisty krzew, szara mgiełka przesłaniała jej wzrok, jedyne co słyszała to ryki pobratymców gdzieś w górze i głos pana przy uchu...

Spojrzała na niego półprzytomnym wzrokiem i ocknęła się zupełnie; na szyi człowieka widniała wielka rana, gejzer krwi, która spryskała kark Smoczycy czerwonymi kropelkami, tworząc rodzaj makabrycznego ornamentu.

Masz uciec, Sharqa. Nie zastanawiaj się i nie kręć łbem, tylko uciekaj. Co nam po bohaterstwie, jeśli żadne z nas nie będzie mogło o nim powiadomić reszty, opowiedzieć następnym pokoleniom?

Odleciałam. Ale następne pokolenie nic z tego nie usłyszy, w każdym razie na pewno nie ode mnie... Nie miałam mu wtedy serca powiedzieć, że jad zielonego Smoka przedostał się do moich żył, krwi starszej niż niejedno założone przez ludzi miasto, która teraz miała stężeć i skrzepnąć, dostać się do serca i zmrozić je już na zawsze... Nie miałam serca powiedzieć mu że umrę.

Ostatnie promyczki słońca są widoczne za turkusową barierą morza, czerwona łuna coraz bardziej maleje...żegnam się z tym słońcem, co przez tyle setek lat witało mnie ciepłym dotykiem i jasnością spływającą na me ciało i oświetlającą mi drogę...już nigdy więcej mnie nie obudzą jego słodkie wiosną promienie, palące latem, słabnące jesienią, niknące zimą...

Resztką sił zmuszam obolałe członki do wysiłku, sunę po wilgotnym piasku w stronę morza, już jestem przy granicy wody z lądem, dotykam językiem wody; czuję jej smak, jest słona, znaczy że trucizna nie dotarła jeszcze do mózgu, nerwy i zmysły mam sprawne...